20 lipca 2024

Atrocity – Hallucinations [1990]

Atrocity - Hallucinations recenzja reviewAtrocity zaistnieli w oficjalnym obiegu dzięki wydanej dla Nuclear Blast siedmiocalówce „Blue Blood”, która na ówczesnej scenie dość mocno wyróżniała się za sprawą hmm… kontrowersyjnej okładki autorstwa wokalisty Krulla. Sama muzyka, nieco nieskoordynowany death-grind, nawet jak na swoje czasy nie była niczym wyjątkowym, mimo iż dawała nadzieje na rozwinięcie się w coś podobnego do Disharmonic Orchestra. Tak się jednak nie stało, gdyż Niemcy poszli w zupełnie innym, choć również ambitnym kierunku i – przynajmniej na przestrzeni dwóch płyt — dobrze na tym wyszli, bo takiego death metalu w Europie nie grał wówczas nikt.

W ciągu zaledwie paru miesięcy od wydania epki zespół dokonał korekty składu oraz, co znacznie ważniejsze, wprost nieprawdopodobnego postępu techniczno-kompozytorskiego, co przełożyło się na wyjątkowo oryginalny/nietypowy materiał. Hallucinations, mimo pewnych niedostatków, można było śmiało stawiać w jednym szeregu z najlepszymi przedstawicielami gatunku, zwłaszcza tymi zza oceanu. Atrocity postawili na zakręcone, ostro poszatkowane struktury z mnóstwem nieoczywistych zmian tempa, popieprzonych riffów, zaskakujących solówek i naprawdę solidną dawką brutalności. W wielu fragmentach Niemcy wyprzedzili swoje czasy i stworzyli coś niebanalnego, choć do pełni szczęścia brakuje tu m.in. większej konsekwencji w ramach obranego stylu.

Hallucinations dostarcza od groma wrażeń. Weźmy taki „Deep In Your Subconscious” – toż to prawdziwa perła, która łączy wszystko, co na tej płycie najlepsze, jest jej doskonałą wizytówką, a dla zespołu – powodem do dumy. Oryginalne zagrywki przeplatają się tu z intensywnym pierdolnięciem, zaś główny motyw gitarowy (jeśli można go tak nazwać) nachalnie wwierca się w mózg i nie daje spać po nocach. Oprócz tego, że imponuje złożonością, ten utwór robi zarazem za „door selection” – jeśli ktoś już na nim odpadnie, to resztę debiutu Atrocity może sobie darować, nawet pomimo tego, że pozostałe kawałki nie stawiają przed słuchaczem aż takich wyzwań. No i obiektywnie nie są aż tak udane…

Nie tylko muzyka, ale i realizacja Hallucinations dalece wykraczała poza europejskie standardy. W Nuclear Blast musieli mieć świadomość, jak mocnym i wymagającym materiałem dysponują ich podopieczni oraz tego, że bez odpowiedniej oprawy cały wysiłek zespołu może pójść na marne. Stąd też decyzja, żeby zarejestrować album w Morrisound z zyskującym na popularności Scottem Burnsem. Same okoliczności nagrań są ciekawe – zespół zerwał się z trasy z Carcass, zaliczył wizytę na Florydzie, po czym wrócił na ostatnie koncerty. Wypad do Stanów zaowocował porządnym i bardzo selektywnym brzmieniem, które choć samo w sobie nie było może zbyt oryginalne, to doskonale sprawdziło się przy wszystkich aranżacyjnych zawiłościach.

Jako, że powyżej zasygnalizowałem już kilka jojknięć, to czas dojojczeć temat do końca i wyjaśnić, czemu Hallucinations nigdy nie przebił się do mojej topki, nawet tej za 1990. Po pierwsze – materiał jest bardzo techniczny, ale tak po „niemiecku”, a przez to trochę sztywny – całości ewidentnie brakuje feelingu, którym mogły się pochwalić Morgoth, Torchure czy Immortalis. Po drugie, co w dużym stopniu wynika z pierwszego – album nie angażuje w takim stopniu, w jakim powinien, choć obfituje w całą masę interesujących i nietypowych rozwiązań. Po trzecie – gdzieniegdzie brakuje spójności; zespół niepotrzebnie wplata w popieprzone struktury patenty zupełnie proste, niewyszukane i toporne. No i po czwarte – jak dla mnie Alex wokalnie nie do końca odnajduje się w tym stylu i sam w jakimś stopniu rozbija spójność muzyki, co najbardziej daje się odczuć w „Abyss Of Addiction”.

Nie ukrywam, że dość trudno mi wycenić Hallucinations i tak wypośrodkować ocenę, żeby zadowolić obu mnie. Jeden chciałby podkreślić odwagę i kunszt Atrocity oraz niezaprzeczalną oryginalność materiału, drugi zaś zasugerować przerost formy nad treścią i szczątkową chwytliwość. Z tych kalkulacji wychodzi mi naciągane 8. Morgoth jednak rządzi, ha!


ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.atrocity.de

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

4 komentarze:

  1. Mamy zgranie, właśnie naszła mnie ochota na Atrocity i przypomniałeś mi o tej niegdyś zajebistej kapeli ;)

    Jedynka i dwójka to jedyne co jest sensowne od tej ekipy, a nie wiem też czy drugi album nie jest lepszy od "Hallucinations". Ale ja już tak mam, że lubię gdy jest bardziej technicznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby kultowy album, niby Nuclear Blast, a jakoś nikt nigdy się niespecjalnie garnął do wznowienia tego. Metalmind zrobił re-edycję dwójki, a ten album jakoś olał. Metal-archives mówi mi że z tych poważniejszych wznowień, to tylko Napalm records zrobiło w 2008. Są oczywiście jakieś bootlegi zapewne, albo jakieś niszowe wytwórnie robiące na swój własny rynek (jak Sylphorium na Meksyk, czy Irond na Rosję), ale jakoś ten album nie może doczekać się należytego docenienia. Aż żal.

    OdpowiedzUsuń
  3. h :::

    Todessehnsucht - ja, ja...jaaa...
    Fantastyczny album,

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się pochwalę, że mam ten album na płycie kompaktowej z pierwszego wydania. Jak było wspomniane powyżej najlepsze co nagrało Atrocity to: "Hallucinations" i "Todessehnsucht", chociaż ja również lubię trójkę, czyli "Blut", mimo jej dziwaczności. Jedynka jeszcze nagrana na kasecie przypadła mi do gustu od samego początku, a po kilku przesłuchaniach oczarowała mnie bez reszty. Ma to "coś" w sobie, jakiś taki duszny klimat, dużo brutalności z masą połamanych rytmów i agresywny, zdarty wokal. Pewnie, że do doskonałości wiele brakuje i czuć "niemieckość", a brzmienie mogłoby być lepsze, ale jak napisałem wcześniej klimat nie do podrobienia i włącza się jeszcze tęsknota za tamtymi czasami wspaniałych debiutów. I pomyśleć, że 15 października stuknie 34 lata temu wydawnictwu.

    OdpowiedzUsuń