30 kwietnia 2024

Messiah – Christus Hypercubus [2024]

Messiah - Christus Hypercubus recenzja reviewSzwajcaria nie tylko Celtic Frostem stoi. Wśród perełek znajduje się Messiah – thrash/death metalowy twór, który działał od 1984 do 1995 roku. Potem przez niemalże 20 lat Szwajcarzy skupili się na innych projektach. Dopiero w 2017 Mesjasz powrócił na dobre wydając od tamtego czasu dwa albumy. Tyle historii w dużym skrócie. My zaś skupimy się na najnowszym dziele z 2024 roku Christus Hypercubus.

Technicznie w 45 minutach upychamy 10 utworów, zatem mają one przeważnie ponad 4 minuty. Wyjątkiem jest tu tylko jeden kawałek trwający niecałe 2 minuty. No, ale czas sprawdzić z czym do nas Mesjasz przychodzi.

Płytę otwiera „Sikhote Alin” i jest tu nie lada „suprajs”. Początek brzmi niemal jak folk metal. Jak to? Ano tak to, ćwierkają ptaszki, szum lasu – klimat stricte leśny. Jednakże już po minucie dostajemy z glana w ryj i nie będzie wątpliwości, z jakim gatunkiem mamy tutaj do czynienia. Nowy wokalista Marcus Seebach ma tu nieliche zadanie zastąpić zmarłego 2 lata wcześniej Andy Kaina, który po zawale odszedł z tego świata, a trzeba wiedzieć, że odpowiadał on za wokal na 3-ech ostatnich płytach Messiah. Osobiście uważam, że już w pierwszym utworze rozwieje on wątpliwości odnośnie jakości wokali. Growl Marcusa jest mocny, ale też bardzo „czytelny”. Drugi tytułowy kawałek nieco zwalnia wchodząc w rejony bardziej thrash’owe. Warto zaznaczyć, że zespół bardzo zgrabnie żongluje między gatunkami, czego dowodem jest 3-ci utwór „Once upon a Time… Nothing”, który celuje w bardziej deathmetalowe nuty. Choć przyznać muszę, że ten numer jest przydługawy i słysząc po raz setny słowo „nothing” ma się chęć przewinąć. „Speed Sucker Romance” to (paradoksalnie biorąc pod uwagę słowo „speed”) najwolniejszy utwór na płycie. Wolny death metal bynajmniej nie jest tutaj tak bolesny, aczkolwiek ponad 5 minut doom/deathu zaczynało przynudzać. No i ponownie kwestia liryczna. Refreny są tutaj również za często powtarzane, przez co wkrada się zwykłe znużenie utworem. „Centipede Bite” wraca do prawidłowego thrash’owego łojenia, które nas niejako obudzi z lekkiego marazmu poprzedniego tracku. Najkrótszy „Please Do Not Disturb (While I'm Dying)” to utwór dedykowany zmarłemu Andy’emu. Jest bardzo stonowany i „opowiada” (praktycznie dosłownie, gdyż nie ma tutaj śpiewu) o ostatnich chwilach w czasie trwania zawału, jakoby z perspektywy Kaina. Bardzo fajna „wkładka” w połowie albumu. „Soul Observatory” to z początku wolniejszy niemal klimatyczny utwór przeplatany z mocnymi przyśpieszeniami. Nie da się tutaj nudzić i trwa nieco ponad 3 minuty, co według mnie w przypadku tej płyty wystarczy. „Acid Fish” to bardziej deathmetalowe dzieło. Prawie 5 minut jest całkiem zgrabnie rozbudowane, głównie dzięki długiej solówce. Potem następuje największa chyba wada całej płyty, czyli powtarzalny refren i muzyka przez prawie 2 minuty. Ostatnie dwa utwory to „The Venus Baroness I” i „The Venus Baroness II”, zatem opiszę je razem. Opowiadają one o znalezionej w Egipcie z okresu tzw. „Średniego Państwa” (czyli gdzieś 2000 lat p.n.e.) trumnie i znalezionym w niej poemacie do bóstwa Thota z modlitwą o pomyślne przejście na drugą stronę „życia”. Akurat te dwa dość mocno rozbudowane utwory choć trwają w sumie ¼ całości to są najciekawsze i najmniej nudzą. Jest to bardzo dobre i pomysłowe zamknięcie płyty Christus Hypercubus.

Podsumowując: jeśli ktoś czyta te moje wypociny, zauważy, że rzadko kiedy opisuję każdy utwór z osobna, skupiając się raczej na całości. W tym wypadku niemal każdy utwór różni się, ale wciąż wpisuje się w koncepcję albumu. Wrzucając wszystko do wora czułbym, że nie spełniłem swojego recenzenckiego obowiązku przedstawienia całości. W żadnym wypadku nie mówię, że nie-różnorodność jest wadą. Zwłaszcza deathmetalowcy wiedzą, że to może być ogromny atut produkcji. Messiah jest jednak zespołem, który miksuje gatunki i trudno jednoznacznie ocenić całość, nie rozbierając jej na czynniki pierwsze. Potem te części sklejamy i wychodzi (przynajmniej mnie) naprawdę niezła płyta. Szkoda, że nie jest nieco krótsza, gdyż warstwa liryczna cierpi przez powtarzalność. Produkcja jest oczywiście bardzo dobra, a wszelkie instrumentarium brzmi soczyście. Osobiście dodam połówkę za dobrą robotę Marcusa na wokalu, który należycie oddał hołd poprzednikowi, godnie go zastępując.


ocena: 6,5/10
Lukas
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/MESSIAHthrashingmadness

Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. 2024 rok a te prawie sześćdziesięcioletnie dzieciaki wyżywają się na Jezusie. Tak najłatwiej, bo wiadomo, że nikt nie odda. W europie zachodniej likwidują kościoły, karze się ludzi za manifestowanie wiary chrześcijańskiej, a ci bohaterowie biją leżących. Brak honoru i tchórzostwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiek raczej nie ma większego znaczenia przy wyrażaniu swoich opinii czy idei. Zmienia się z pewnością forma, bo wątpię by prawie 60-latek chciał podpalać kościoły itp. Kiedyś karało się za manifestowanie wiary innej niż chrześcijańskiej i to w o wiele gorszy sposób. Kij ma dwa końce. Ponadto, jeśli ktoś jest wierzący to Jezus odda...tylko nie w tym świecie, prawda? A jeśli nic takiego nie nastąpi to najwyżej wszystkie te krzyki przeciwko Bogu, Jezusie itp. trafiają w poróżnię, zatem nikomu krzywda się nie dzieje.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. no tak, biedny jezus. biedny też mahomet, mojżesz i budda. z tym karaniem to ja bym tak nie przesadzał. choć zachód lubi przechodzić w skrajności w skrajność - albo purytanizm, albo totalna swoboda obyczajowa. zabawne natomiast że jak się przestało prześladować za brak wiary, to nagle jakoś ubywa wierzących i to w zastraszającym tempie.... jak ktoś chce wierzyć - spoko, mnie to tam wali.

    Z Messiahem to mam podobnie jak ze Slaughter - jak się wgryzałem w klasyki, to mi się podobało, ale jak wróciłem do nich po latach, to już tak nie za bardzo. Z klasycznego Messiaha to tylko chyba "Choir of Horrors" i "Rotten Perish" się do dzisiaj w pełni broni. Ich pierwsze dwa albumy to w połowie wygłupy, w połowie prymitywny hałas. Ich wcześniejszy album "Fracmont" kojarzę że był spoko, nowego jeszcze nie słyszałem, ale to kwestia czasu i widzę że pewnie będę jako tako zadowolony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. hellalujah :::

    Barubarze, Jezus wybaczy Ci ten sarkazm.

    OdpowiedzUsuń