Ku memu wielkiemu zaskoczeniu trzecia płyta Afterbirth właściwie nie zaskakuje. Albo inaczej – zaskakuje tym, że nie zaskakuje. Ale i to do czasu… Eee… Ogólnie chodzi o to, że In But Not Of, zgodnie ze swoim mętnym tytułem, jest materiałem o wiele bardziej niejednoznacznym i trudniejszym do sklasyfikowania, niż jego poprzednicy. Gdy już nabieramy przekonania, że Amerykanie odstawili progresywne zapędy i na pełnej kurwie powrócili do ekstremalnych brutalizmów, oni robią zwrot o 179 i pół stopnia i czarują subtelnymi pasażami, jakby nigdy nie mieli nic wspólnego z death metalem. A to nie jest ich ostateczna forma…
Czego jak czego, ale nie można zarzucić Afterbirth, że nagrywają takie same płyty. Albo że brakuje im pomysłów, bo tych zdają się mieć aż za dużo. Poza tym zespół nie jest przesadnie przewidywalny ani wierny tylko jednej sprawdzonej (?) formule, no i nie stara się przypodobać każdemu. Na In But Not Of Amerykanie z dużą swobodą przeskakują od death-grindowych, mocno pogmatwanych wyziewów do spokojnych i naprawdę klimatycznych zagrywek, w dodatku robią to w najmniej oczywistych momentach, za nic mając gatunkową poprawność oraz możliwości percepcyjne odbiorców. Nie powiem, w tym podejściu jest coś imponującego, bo Afterbirth nie cofają się przed wprowadzeniem do swojej muzyki niczego, co w jakiś, niekoniecznie pojęty dla nas, sposób pasuje im do ogólnej wizji – czy to będzie heavymetalowy galop, czy rozbudowane plamy klawiszy.
Oczywiście w sytuacji tak wielkiego zróżnicowania ciężko wskazać choć jeden kawałek, który mógłby być wizytówką całej płyty, bo każdy wyrwany z kontekstu w jakimś stopniu zakłamuje jej obraz – albo będzie za dużo sieczki, albo za dużo progresji, albo te proporcje będą podejrzanie wyrównane… Płyt słucham w całości, od A do Z, więc nie mam z tym problemu, bo ten widzę gdzie indziej – w konstrukcji materiału. Na „Four Dimensional Flesh” działo się bardzo dużo i niekiedy bardzo dziwnych rzeczy, ale sposób ich rozłożenia i wyważenia pomniejszych akcentów bardziej do mnie przemawiał; muzyka wciągała i trzymała w napięciu. Na In But Not Of, zwłaszcza w drugiej połowie, trafiają się momenty (choćby w „In But Not Of”, „Angels Feast On Flies” czy „Time Enough Tomorrow”), kiedy moja uwaga gdzieś ulatuje, mimo iż w teorii lecą całkiem ciekawe dźwięki. Z tego powodu album miejscami się rozmywa, a przez to wydaje się znacznie dłuższy, niż jest w rzeczywistości.
Pomimo tego, że bardziej narzekam, niż chwalę In But Not Of, to zdecydowanie warto zapoznać się z tym materiałem – jest złożony, wymagający i potrafi zaskoczyć, a przy tym został świetnie zrealizowany. Choć na pewno nie jest najlepszą pozycją w dorobku Afterbirth — bo brzmi jak etap przejściowy między „The Time Traveler’s Dilemma” a „Four Dimensional Flesh” — to spokojnie deklasuje wiele podobnych stylistycznie wydawnictw.
ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/AfterbirthNYDeathMetal
inne płyty tego wykonawcy:
hellalujah :::
OdpowiedzUsuńNo proszę, Will Smith na wokalu