Debiut Ascended Dead to płyta z gatunku tych, których opis, choć możliwie rzetelny, sprowadza się do strasznych banałów, a przez to wydaje się mało wiarygodny. Dlatego miejmy to szybko z głowy – zerknijcie na ocenę, a później sami sprawdźcie, co Amerykanie mają do zaoferowania. Abhorrent Manifestation to 33 minuty pierwotnego (proto)death metalu (z połowy lat 80.) w ekstremalnie podkręconej formie – zagranego bezlitośnie szybko, agresywnie i ze świetnym oldkulowym feelingiem.
Przez większość czasu Ascended Dead utrzymują szaleńcze tempo, a jednocześnie dynamizują je na tyle umiejętnie (nie kombinując zanadto), że materiał nie tracąc nic z zajebistej intensywności, jest daleki od monotonii. Charlie Koryn z wielkim zaangażowaniem serwuje blast za blastem, urozmaicając je gęstymi przejściami i… kolejnymi blastami, praktycznie nie zostawiając sobie chwili na złapanie oddechu. Wydaje mi się, że to właśnie furiackie partie perkusisty robią na Abhorrent Manifestation największe wrażenie, są po prostu bezbłędne. Złego słowa nie mogę napisać o świetnie zaaranżowanych gitarach – klasycznie brzmiące riffy śmigają aż miło, a towarzyszą im równie klasyczne dzikie (ktoś wspominał o Slayerze?) solówki. Wszystko zostało podane po staremu – bez udziwnień i współczesnych rozwiązań (no, może z wyjątkiem jednej zagrywki w „Subconscious Barbarity”), za to żywiołowo i z dużą dawką chwytliwości. Ponadto ogromnym atutem Ascended Dead jest rozpaczliwie wymiotny wokal w typie młodego van Drunena na speedzie – coś wspaniałego.
Po niezwykle dogłębnej analizie i naprawdę wieeelu przesłuchaniach Abhorrent Manifestation, doszedłem do wniosku, że każdy z ośmiu regularnych utworów w równym stopniu zasługuje tu na wyróżnienie, a pominięcie któregokolwiek byłoby zbrodnią. To znakomite deathmetalowe szlagiery, które szybko wpadają w ucho i na długo zostają w pamięci. Dlaczego piszę o ośmiu kawałkach, skoro na trackliście jest dziesięć? Ano dlatego, że właśnie te dwa pozostałe sprawiają, że Abhorrent Manifestation nie jest monolitem, jakim być powinien. O ile jeszcze cover Possessed (co ciekawe – to żaden z najbardziej klasycznych numerów) nie wyróżnia się zbytnio, bo został okrutnie dojebany i zwłaszcza w końcówce powoduje opad kopary, to obecności akustycznego instrumentala nie potrafię w logiczny sposób uzasadnić. „Dormant Souls” może i jest ładny, ale przy tym rozwlekły i w zasadzie nic konkretnego nie wnosi, a umieszczenie go w środku płyty nie było dobrym pomysłem.
Produkcja Abhorrent Manifestation nie jest może wybitna (aż się prosi, żeby całość była głośniej nagrana), ale dzięki dobrze dobranemu balansowi syfu i czytelności do grania Ascended Dead pasuje idealnie. Czegóż chcieć więcej? Oryginalności? Dajcie spokój! Tylko by sobie tym zaszkodzili.
ocena: 8,5/10
demo
oficjalna strona: www.ascendeddead.com
0 comments:
Prześlij komentarz