19 listopada 2023

Infestdead – Satanic Serenades [2016]

Infestdead - Satanic Serenades recenzja reviewPrzejdźmy do rzeczy, to jest kolekcja obu płyt Infestdead + epka. Nie zdobędziecie oryginałów, chyba że na allegro, za ciężkie pieniądze. Nie mam też ochoty recenzować każdej z płyty z osobna, bo są do siebie podobne. Tak więc dostaniecie recenzje dwóch płyt w cenie jednej.

Infestdead to kolejny z wielu projektów Dana Swanö, wraz z Andreasem Axelssonem na wokalu. Jakby nie patrzeć, jest to powiązane z Edge of Sanity, z tą różnicą, że mamy do czynienia z tributem dla Deicide. Oczywiście, jest to szwedzkie, a co za tym idzie, wolniejsze i bardziej swojskie, ale tak, dostajemy tutaj antychrześcijańskie hymny zrobione w bardzo zapomnianej formie, jeśli mówimy o Death Metalu jako sztuce.

I okej, płyta z ’97 i ’99 roku, to nie ten sam poziom kultu, co płyty z lat ’90-94 i można się czepiać perkusji, bo brzmi nieco jakby była zaprogramowana, choć Dan jak najbardziej potrafi grać też na perce, poza gitarami… Tak więc wbrew roku wydania, zaliczyłbym to do oldskulu.

Teksty są wyjątkowo prześmiewcze i satyryczne, wśród tytułów są takie smaczki jak „Evil2” (zło do kwadratu), „Antichristian Song #37”, „Christinsanity”, tak więc walenie w wyznawców boga, ale z jajem. Były też niby jakieś problemy, przez które „Christian Genocide” musiało zmienić nazwę na „Bestial Genocide”. Ogólnie niby nic odkrywczego, ale wbrew pozorom, jest to napisane ciętym, inteligentnym językiem. Sam projekt powstał nieco na zasadzie beki, bo Dan sobie zrobił riffa w starym klimacie sam dla siebie i poszło to na jakąś kompilację i spodobało się to ludziom na tyle mocno, że zaraz dostał zamówienie na pełną płytę. A potem na kolejną…

A ponieważ omawiam dwie płyty naraz, to w dużym skrócie „JesuSatan” jest tą lepszą płytą, gdzie koncept i talent został uwypuklony w pełni, a „Hellfuck” to była zaledwie rozgrzewka. Nie żeby coś tam brakowało, ale widać to już po samej ilości utworów – drugi album ma ich 12, a pierwszy 23 + 6 bonusów z epki. I „JesuSatan” jest bardziej dopracowany i bez zbędnego pieprzenia.

Mi osobiście bardzo brakuje grup, które potrafiłyby naśladować Deicide. Zbyt często mamy do czynienia z kalką Morbid Angel, Death, Autopsy, Obituary, Suffocation, a za rzadko ktoś potrafi przyBentonować czy też przyGlennić (jak kto woli). Innymi słowy, wypadałoby, abyście mieli ten materiał opanowany w jednym palcu. To jest ta prawdziwa biblia Death Metalu, jego podstawa i jakakolwiek ignorancja, brak niewiedzy, nie jest wytłumaczeniem. Tak więc w poniedziałek robię klasówkę i będę przepytywać z poszczególnych utworów. Proszę się przygotować.


ocena: 9/10
mutant
Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Zostaniesz po lekcjach na douczaniu, a dodatkowo zgłoszę ten przypadek katechetce jako robienie kultu tam, gdzie go nie ma. Obie płyty Infestdead można bez trudu dostać poniżej ceny tego składaka, co dość dobrze świadczy o tym, jaka to jest ich jakość. Swanö nagrał to z automatem jako w prostej linii niewymagającą (zwłaszcza dla niego) kopię Deicide i obdzwaniał wytwórnie z pytaniem, kto da więcej. Ktoś dał, to i spróbował ponownie. I też się udało. Ale ogólnie szacunek za umiejętność robienia podróbek w różnych stylistykach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym wydzwanianiem to jest napisane w liner notes, więc tutaj nie ma jakiegoś zaskoczenia z mojej strony. Faktem też jest, że tego właśnie ludziom wtedy brakowało, ale o tym dalej. O cenie to ja nie będę się kłócić - wiem co widziałem i wiem co za ile. A kult jak najbardziej jest, może to sekta, albo odłam jakiś, albo odprysk, ale jak najbardziej jest. Przy czym o ile pierwsza płyta jest jako tako niewyszukanym tributem dla Deicide, w czasach kiedy Decidie robił Serpents of the Light i Insineratehymn a jeszcze przed In Torment in Hell, o tyle drugi album to już jest naprawdę fest wygar. Nie będę straszył linjką w ręku, której nie zawaham się użyć i będę bić po łapach bez litości, ale tak. Kopie Deicide należy znać. Dan Swano for life.

    OdpowiedzUsuń