Złodzieje! Nie Celtic Frost, Kreator czy Helloween, a właśnie nieuczciwe praktyki biznesowe pierwsze przychodzą mi do głowy w związku z Noise Records. Nie ma w tym dziwnego, bo przez długie lata ta niemiecka wytwórnia była niemalże synonimem dojenia zespołów na wszelkie możliwe sposoby, o czym zresztą sami artyści wspominali przy każdej okazji. Z drugiej strony to prężnie działającej Noise Records zawdzięczamy kultowy status wielu (głównie europejskich) kapel z kręgów szeroko pojętego heavy metalu. David E. Gehlke (znany jako założyciel Dead Rhetoric.com) w Hałasie, który burzy mury skonfrontował obie strony, dzięki czemu opisana przez niego historia wytwórni, choć na pewno nie obiektywna, wydaje się pełniejsza i pozwala łatwiej wyrobić sobie zdanie na temat tej firmy.
Zanim jednak na świecie pojawiła się przełomowa kompilacja „Death Metal”, późniejszy założyciel Noise Records, Karl-Ulrich Walterbach, w latach 70. w ogóle nie myślał o jakiejkolwiek muzyce, był za to mocno zaangażowany w ruch anarchistyczny w Berlinie Zachodnim. To dopiero zbieg mniejszych i większych przypadków (choćby pobyt w pierdelku) sprawił, że z wywrotowca-niedoszłego terrorysty stał się w promotorem niemieckiego punka. Stąd był już tylko krok do zostania wydawcą podziemnego hałasu. Jako że punk na całym świecie szybko stracił na znaczeniu, a jego sprzedaż drastycznie spadała, mający nosa do koniunktury Walterbach zainteresował się heavy metalem, który w USA i na Wyspach Brytyjskich przynosił już niezłe pieniądze. Aby wkręcić się w nową scenę, Karl-Ulrich powołał do życia Noise Records, w której podjął się wyzwania znalezienia najcięższego zespołu na świecie. A, no i zarobienia na wypasionego jaguara.
David E. Gehlke w interesujący sposób opisuje działalność wytwórni na przestrzeni kolejnych dekad, jej wzloty (w latach 80.) i upadki (w latach 90.), pogłębiając i ubarwiając całość licznymi wywiadami z jej założycielem i jego współpracownikami oraz rozmaitymi muzykami, którzy mieli przyjemność/nieprzyjemność podpisać z nim, dość jednostronne, umowy. W książce zawarto kulisy poszukiwań i podpisywania kolejnych kapel, ciekawie pojmowaną „opiekę” nad nimi oraz rozmaite ciekawostki dotyczące chociażby pracy w studio (dlaczego „Endless Pain” brzmi jak brzmi) czy tras koncertowych (dlaczego Running Wild unikają USA), więc każdy, kto ma swoich faworytów w katalogu firmy, znajdzie tu coś dla siebie. Mimo iż autor naprawdę sporo miejsca poświęcił stronie artystycznej, to informacji o kwestiach biznesowych i podejściu do nich Walterbacha jest tu chyba jeszcze więcej. Jak dla mnie wyłania się z nich jeden wniosek – muzyka muzyką, ale wytwórnia jest od zarabiania pieniędzy. Stąd w historii Noise mnóstwo konfliktów z zespołami i walki z innymi firmami o kury znoszące złote jaja.
Lektura Hałasu, który burzy mury wciąga bardziej, niż by to sugerowała tematyka książki, więc nawet typ taki jak ja — który ma w dupie Helloween, Running Wild, Gamma Ray i całą masę nowomodnych odkryć Niemców z lat 90. — może przebrnąć przez te 600 stron (plus wkładki z kolorowymi zdjęciami) bez oznak znużenia. Nie bez znaczenia jest i to, że książka została elegancko wydana i jak na swoją objętość jest dość czysta pod względem edytorskim. Wprawdzie w kilku przypadkach rozmówcom Gehlke zdarza się w jednym zdaniu zmienić płeć (jak to zapowiadał nasz prorok i arcymózg Jarosław K.), ale to szczegół, w dodatku kto wie, czy nie zamierzony.
demo
oficjalna strona wydawcy: inrock.pl
jednym z powodów dla których sprzedaż punka malała był de facto ideologiczny - fani punka chcieli mieć wszystko za darmo. przypomina mi się taka rzecz, gdzie czytając o zespole Goatlord, który miał ten Doom Metalowy projekt i był on na trasie z jakimiś punkowcami, recenzent ich koncertu zauważył, że fani metalu rozumieją, w przeciwieństwie do fanów punka, rozumieją, że jak nie będą wspierać zespołu, to przestanie istnieć, a i scena umrze, dlatego też tłumnie się ustawiali po koszulki, płyty, czapki i naszywki z logiem zespołu. ot tak mi się przypomniało
OdpowiedzUsuń