Jak tak sobie patrzę na te swoje pożal się boże, recki, to tak nieśmiało zauważyłem, że recenzuję właściwie tylko te płyty/zespoły, które są albo bardzo stare, doświadczone, albo powstały jeszcze w ubiegłym wieku. I tak sobie pomyślałem przy zakupie upragnionego Puteraeon – „nareszcie, zrecenzuję coś z nowej szkoły!”. Sprawdzam tak sobie zespół i kacza dupa – się okazuje, że trzon tego zespołu zaczynał jeszcze hen hen daleko, w kapeli o nazwie Absinth, i że mieli nawet demko z ’94 roku, którego część materiału nagrali ponownie, już jako Puteraeon. Tak więc wybaczcie mi moi wierni czytelnicy, znowu będzie stara szkoła, ale chociaż doceńcie fakt, że się starałem.
Z drugiej strony, może właśnie dlatego pokochałem tą formację. Death Metal, robiony nie przez młokosów, a dziadków, którzy współtworzyli legendarne czasy. I muzycznie nie ma tutaj niczego ani nadzwyczajnego, ani też oryginalnego. Trochę Autopsy, trochę Morbid Angel, trochę Entombed, trochę Sepultura, trochę Death (zauważyłem też, że mało kto umie zrzynać od Deicide). Wokal ma inną barwę, niż taką do której jestem przyzwyczajony i przypomina mi brazylijskie wzorce, choć coś chyba za bardzo jakieś efekty są nałożone, co może zrazić.
Pierwszy highlight to oczywiście „Permeation” z fajowym motywem przewodnim, kojarzącym się nieco z „Inquisition Symphony” Sepultury (to wcześniejsze „trochę”). Drugi to wg mnie „Into the Watery Grave”, choć może was to zdziwić, bo nie jest to aż taki numer wbijający wprost, a bardziej oparty na budowaniu napięcia. Oba zresztą klimatyczne w cholerę, jak i w sumie cały album. Zespół potrafi przypieprzyć szybko, ale zdecydowanie lepiej się czuje przy stopniowym dawkowaniu tempa i z naciskiem na stworzenie atmosfery niepokoju. Nie brakuje wstawek instrumentalnych, w tym „Legrasse’s Puzzle”, oddzielającego pierwszą połowę od drugiej, a w „Call of R’lyeh” pojawiają się rytualne przyśpiewki, choć brzmią one pokracznie.
Niełatwo jest coś takiego polecić, bo i trąci to trochę banałem, a niekoniecznie są ku temu jakieś konkretniejsze argumenty. Owszem, to już przecież było i prawdopodobnie nawet zrobione lepiej przez innych. Ba, odwoływanie się do Lovecrafta też jest oklepane. Co więc mi pozostaje? Mianowicie powiedzieć tyle, że z każdym następnym przesłuchaniem muza zyskuje na relaksacji.
ocena: 8/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/PUTERAEON/
Na szybko to ładnie inspirowali się Deicide (bo zrzynanie mi tu nie pasuje) nasi rodacy z Betrayer (debiut) i Hate (oczywiście wczesny okres). W obu był ten bardzo podobny wkurw i pogarda co na debiucie Glena Bentona.
OdpowiedzUsuńod czasu napisania tej recenzji zacząłem bardziej doceniać Deicide i szukać zespołów, które reprezentują ten styl grania. Ja się oczywiście zgadzam z twoimi przykładami. Żeby przesadnie nie słodzić, powiem tylko tyle, że bardzo doceniam recki Purtenance.
Usuńmutant