Wiecie za co najbardziej lubię Nile? Że zainspirowali prawdziwych Egipcjan do grania Metalu. Crescent pochodzi aż z samego Kairu, ale obecnie działa w Niemczech, z dość oczywistych przyczyn – granie Metalu w arabskim świecie może skończyć się źle (dość wspomnieć przypadki irańskich zespołów Arsames i Confess, które zostały skazane przez tamtejsze sądy na karę śmierci, przez co musiały uciekać z kraju prawdopodobnie na zawsze). Dlatego tym bardziej doceniam to, że nasz ulubiony gatunek znalazł swoich wyznawców również w tak odległych rejonach, mimo niebezpieczeństw, jakie im towarzyszą.
Crescent jest też bardzo starą ekipą. Pierwsze demo wydali już w 1999 r. i początkowo woleli grać bardziej Black Metal. Na szczęście, z tematu na temat coraz bardziej odchodzili od niego na rzecz naszego ukochanego Death Metalu. The Order of Amenti to druga pełna płyta, ale jednocześnie jest to pierwszy album dla poważnej wytwórni (niezastąpione Listenable Records) i jak najbardziej używają swojego pochodzenia jako imidżu, prezentując egipską kulturę w mainstreamowy sposób.
Sama okładka nawiązuje do słynnego wierzenia, gdzie wg starożytnych Egipcjan, po śmierci Anubis miał za zadanie ocenić nasze życie, kładąc nasze serce na jednej szali, a tzw. „pióro prawdy” na drugiej. Jeśli serce było cięższe od pióra, kończyło jako pokarm dla Ammuta/Ammita (bóg z ryjem krokodyla), a dusza takiej osoby przestawała istnieć. Jeśli było lżejsze, delikwent taki był godzien życia wiecznego w raju. Tytuł płyty nawiązuje z kolei do świata umarłych, zwanego również jako Duat, będącego bezpośrednim protoplastą mitycznej krainy Hades. Ale to tak mówię wam w bardzo dużym skrócie i uproszczeniu.
Crescent nie stara się być jakoś specjalnie orientalny muzycznie i egipskie klimaty są bardziej ozdobą, niż integralną częścią muzyki, co może trochę rozczarować, jeśli chce się usłyszeć jakiś ludowy instrument, lub motyw. Owszem, jest trochę ezoterycznego przepychu przywodzącego na myśl bardziej symfoniczne grupy, w „Obscuring the Light” przewija się etniczna perkusja i nie brakuje chórków w tle robiących inwokacje, ale głównym mięchem i strawą jest mroczny Death Metal utrzymany w średnich tempach. Riffowo jest podobnie do Nile, a co za tym idzie, słychać również i wpływy Morbid Angel. Zaskakiwać może też długość utworów, bo średnio tracki trwają powyżej 6-8 minut, z dosłownie jednym wyjątkiem, instrumentalnym, 4-minutowym „The Twelfth Gate”.
Całościowo można zarzucić zbytnią zachowawczość i zbyt ciasne trzymanie się głównego motywu, bez odrobiny szaleństwa. To sprawia, że album ten, bardzo zresztą przystępny w odsłuchu, jest troszkę przewidywalny i zbyt szybko wam spowszednieje, gdyż przyswojenie sobie zawartości krążka przyjdzie wam z niesłychaną łatwością. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak warto choćby i z ciekawości się zapoznać z zawartością.
ocena: 7,5/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Crescentband
0 comments:
Prześlij komentarz