Możecie się ze mnie śmiać, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem klip do „Raise the Chalice”, to autentycznie myślałem, że jest to jakaś przerażająca okultystyczna msza, naśmiewająca się z symboliki chrześcijańskiej. To i też tym bardziej wybałuszyłem gały, kiedy się dowiedziałem, że to było jak najbardziej na serio i że wydźwięk miał być docelowo pro-Jezusowy. No cóż… może przejdźmy dalej…
Ta wciąż funkcjonująca australijska formacja, która wyraźnie zaznaczyła swój kontynent na Metalowej mapie i miała ogromny wpływ na rozwój lokalnej sceny, z oczywistych (religijnych) względów jest opluwana przez resztę świata Metalowego, ale ja, jako osoba niespełna rozumu i otwarta na próbowanie wszelakich filozofii prezentowanych w naszym ulubionym gatunku (również i tych skrajnych i przeciwnych sobie), muszę uczciwie przyznać, że jest to chyba jedna z najbardziej siekanych płyt, jakie słyszałem w życiu.
Gitary są nastrojone tak nisko, a riffy grane tak gęsto i klaustrofobicznie, że się można zastanawiać, czy nie jest to jednak jakiś ukryty pastisz. Dość wspomnieć, że ku zaskoczeniu nikogo, chrześcijańska brać się odwróciła od grupy i ich łagodnie mówiąc, wyklęła (co pewnie miało wpływ na łagodniejsze style kolejnych albumów).
Zapomnijcie o melodii, zapomnijcie o klarowności, zapomnijcie o logicznej progresji, czy jakiś normalnych strukturach. Nawet jak na Death Metal, jest to album tak mroczny i nieprzystępny, że sam Deicide (na którym słychać, że się wzorowali) by się serdecznie uśmiechnął. Mogę się domyślać, że grupa wychodziła z założenia, że jak będą brzmieć „straszniej” od reszty sceny, to będzie im łatwiej dotrzeć do tzw. „trudnej młodzieży”. Dość wspomnieć, że perkusista Jason Sherlock był odpowiedzialny za pierwszy na świecie projekt Unblack Metalowy, mianowicie Horde (jeśli nie wiecie o co chodzi, to sobie sprawdźcie na Metal-Archives), a który wywołał swego czasu niemałą burzę.
Hitów nie brakuje – „Terminate Damnation”, „Eternal Lamentation” i tytułowy, „Scrolls of the Megilloth” to rzadki okaz perfekcyjnego combosa, zwłaszcza, że jeszcze wam o tym nie powiedziałem, ale bas jest bardzo wysunięty do przodu i słyszalny na równi z gitarą, co dodaje dodatkowego brudu. Za najbardziej masakryczny uważam „Necromanicide” – krwawa sieka, bez większej przestrzeni na oddech. Całość wieńczy długi i epicki „Ancient Prophecy” i gdy dochodzi się do końca, to aż człowiek ociera pot z czoła. Słabych utworów nie odnotowałem w każdym razie.
Jeśli jesteście w stanie przeboleć treść i przesłanie płyty, to usłyszycie coś, co równie dobrze mogło paradoksalnie wyjść z samego dna piekieł. I w sumie nie wiem czemu się tak dziwię, bo krucjaty, inkwizycje i prześladowania powinny nam przypominać, że jeśli chodzi o okrucieństwo, mrok, czczenie cierpienia i umartwianie się, to chrześcijanie nie mają w tym sobie równych. Wybaczcie mi moją złośliwość.
Jak było wspomniane wcześniej, Mortification nigdy nie chcieli powtórzyć tego klimatu i może sami się też przestraszyli tego, co stworzyli, bo ich następne płyty mają więcej „jasności”, melodii i groove, nie mówiąc już o tym, że są o niebo (pun intended) milsze.
ocena: 9/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/mortification777
hellalujah:::
OdpowiedzUsuńTo faktycznie dobra płyta.
Dwa słowa o wspomnianym przez Ciebie Horde. "Hellig usvart" został wydany w 94, czyli roku w którym trafiły do sprzedaży debiuty Mayhem i Emperor. Podobnie ja recenzowana przez Ciebie powyżej płyta Mortification, muzycznie nie do zagięcia, Black Metal pełną gębą, ocierający się o wybitność. Wystarczy posłuchać "Invert the Inverted Cross" (żaden norweski praszczur by się tego kawałka nie powstydził).
Imponuje mi też chrystianizacyjny upór twórcy (i poczucie humoru). W 2007 wyszedł live "The Day of Total Armageddon Holocaust: Alive in Oslo", gdzie był grany wskazuje tytuł.
I jak mam uczulenie na smród wody święconej, tak tę płytę polecę hehe
amen bracie. pierwsze 3 Mortification - można polecać. czwórka to już Chaos AD, a dalej to większość osób będzie kręcić nosem.
OdpowiedzUsuńja mam coś takiego że potrafię lubić zarówno takie ekipy jak Arghoslent (rasistowskie przygłupy), jak i Suffocation (innowacyjny Metal, którego trzonem było dwóch braci o czarnym kolorze skóry). Moja miłość do estetyki Death Metalowej zaciemnia mi czasem rozsądek. Ale tak to jest, jak się chce poznać wszystko co jest. Vengeance Rising też jest dobrym chrześcijańskim Death / Thrash i co ciekawe, koleś to robił jak jeszcze nie istniało Death / Thrash.
W dzisiejszych czasach, to jest już judaistyczny Metal, muzułmański metal, to czemu nie chrześcijański. Jeśli jest głośno, jeśli jest szczerze i jeśli są dobre riffy, to mogę posłuchać. Skrytykuję ideolo, ale muzykę zawsze docenie
m.
Kupiłem na kasecie z MG w 1992. Podobało mi się. Gęste, masywne, kiedy trzeba z szybkimi tempami (a nie z punkowymi, które niestety dominowały w death mealu w tamtych latach).
OdpowiedzUsuńO całej otoczce dowiedziałem się później. Mimo tego, godzina przyjemnego grania. Wtedy świetne godzinne płyty wydało np. Dark Millenium i rok wcześniej Revenant.
Dziś ww. płyty nie robą wrażenia, bo ukazało się wiele lepszych płyt w latach późniejszych...
A ja myślałem, że Horde to miejska legenda...
OdpowiedzUsuń