Przyznaję bez bicia – nie doceniałem zespołu, a nawet wydawali mi się wręcz mało ciekawi. Ponadto ich tzw. „gimmick”, aby każda płyta zawierała w tytule słowo „rot” uważałem za słaby. Jak to zazwyczaj bywa w moim życiu – myliłem się śmiertelnie.
Cała historia zaczęła się od tego, że patrząc sobie na jakieś tanie płytki po 2 dyszki natrafiłem m.in. na bohatera dzisiejszej recki i postanowiłem sobie obczaić materiał na youtube (taka oznaka czasów). Na szczęście, wytwórnia wrzuciła pełen album do przesłuchania, dzięki czemu mogłem się przekonać na własne uszy, z czym mam do czynienia, po czym niezwłocznie wesprzeć zespół moją skromną flotą, kupując sobie ich płytę.
A przyznam szczerze, że dawno nie słyszałem czegoś tak świeżego i pięknie brzmiącego. Nie wiem jak wy, ale bardzo lubię taki mięsisty, soczysty przester gitar. Nie każda płyta musi taka być, ale bardzo dobrze, że właśnie Epitome coś takiego stworzył, bo bardzo mi brakowało takiego typu wygaru. Album jest przez to bardzo młodzieńczy i jest przyprawiony charakterystycznym, brudnym punkowym zadziorem.
Innymi słowy, jest to jedna z tych płyt, gdzie nieważne co by zespół zagrał, sam sposób w jaki to grają jest po prostu przepiękny. Gdybym był na haju, to bym pewnie dopisał, że muzyka pokazuje brutalne oblicze prawdy tego świata, życia, rzeczywistości i kosmosu. Że poprzez swoje bezkompromisowe, ale wpadające w ucho riffy pokazuje nam piękno w zgniliźnie i upadku moralnym cywilizacji, z którym my, jako społeczeństwo idziemy razem na samo dno, które wydaje się być nieskończoną otchłanią, z której nie ma odwrotu. Ale ponieważ nie jest to konkurs grafomaństwa, to skwituję powyższe wywody tym, że faktycznie, dźwiękom udało się dotknąć mojej duszy, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało.
Zdecydowaną wadą dla mnie jest trochę czas trwania, bo całość idzie tylko przez 24 minuty. Zespół mógł się szarpnąć też na jakiś bardziej rozbudowany utwór, choćby na koniec. I choć zapewne wielu z was się nie zgodzi z tym, to jednak będę uparcie twierdził, że mogło być mimo wszystko trochę więcej materiału. Niemniej jednak, perełki jak „Fuck em all” (a jakżeby inaczej, już sam tytuł prosi się o bycie faworytem), „Lies”, czy „Authorities Collapsed” (perfekcja w dawkowaniu emocji, aż po kulminacje w refrenie) na stałe wejdą do mojego repertuaru, a jest to niemała sprawa, bo mało co potrafi wywrzeć na mnie aż takie wrażenie i zostawić trwały ślad. Szczerze gratuluję Epitome udanej płyty.
Więc jeśli się jeszcze tego nie domyśliliście, polecam wam sobie przesłuchać i wierzcie mi, nie będziecie tego żałować.
ocena: 9/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/SupeROTic
inne płyty tego wykonawcy:
bardzo nietypowe brzmienie gitar, trochę punkowe
OdpowiedzUsuńnawet nie trochę. brzmi bardzo koncertowo i mocno. faktycznie, robi wrażenie
OdpowiedzUsuń