Succumb był jednym z bardziej wyczekiwanych przeze mnie tegorocznych krążków, toteż nastawiłem się na coś wyjątkowego i w sumie coś wyjątkowego dostałem, choć chyba niedokładnie o to mi chodziło. Liczyłem na rozwinięcie formuły z „The Approaching Roar” – na większy rozmach, wyrazistość utworów i odrobinę wyrafinowania; że muzycy Altarage dorzucą do tej stylistyki coś od siebie, w końcu to już ich czwarty album. Tymczasem Baskowie podeszli to tematu zupełnie inaczej i stworzyli ponad godzinę gęstego i średnio czytelnego hałasu, w którym przede wszystkim rządzą skrajności i brak kompromisów. Czy to dobrze – tego nie wiem, bo płyta sprawia trochę kłopotów, niemniej jednak to na pewno nie jest kiepski materiał.
Pierwsze, co zwraca uwagę i w pewien sposób drażni, to nagłe, nieuzasadnione muzycznie przeskoki w „Negative Arrival”. Aż musiałem się upewnić, czy płyta nie jest porysowana – nie była. A może mój egzemplarz jest felerny? Porównałem z innymi – wszyscy tak mają. Na tym jednym kawałku się nie kończy, bo na Succumb Hiszpanie ochoczo korzystają z takich gwałtownych cięć – czy to wewnątrz utworów czy pomiędzy nimi. Jeśli ten zabieg miał rozpraszać, dezorientować i pogłębiać dźwiękowy mętlik, to spełnił swoje zadanie. Ponadto zespół nie uznaje półśrodków, więc albo napiera szybko i chaotycznie albo wolno i monotonnie, albo szaleńczo mieszają albo mielą w sposób jednowymiarowy. Momentami naprawdę trudno się połapać, o co im chodzi, ale jako że muzycy Altarage mają już sporo doświadczenia (o ile oczywiście to ciągle ci sami), należy założyć, że grają tak bo chcą, a nie dlatego, że tak im akurat wychodzi.
W każdym razie target Succumb wydaje się być dość wąski i są to głównie zapaleni miłośnicy Portal, Abyssal czy Mitochondrion, czyli zespołów, które nie przywiązują wielkiej wagi do przejrzystości struktur, melodii, technicznych ornamentów czy krystalicznego brzmienia. Pod tymi względami „The Approaching Roar” był albumem znacznie bardziej przystępnym i dookreślonym. Z perspektywy fana death metalu na Succumb najbardziej pasuje mi „Magno Evento”, bo w nim dzieje się najwięcej ciekawych rzeczy, jest najlepiej poukładany wewnętrznie, ma trochę fajnych nawiązań do Morbid Angel, a nawet quasi-solówkę. Innymi słowy jest najbliższy temu, co kojarzymy z terminem death metal. Podobny poziom trzymają bardzo mocne „Inwards” i „Drainage Mechanism”, natomiast już „Maneuvre”, „Lavath” czy „Watcher Witness” (ach, te piękne dzikie przyspieszenia!) trzeba pierwej oddzielić od hałasu, żeby dotrzeć do ich ciekawego rdzenia. Interesującym przypadkiem jest jeszcze 21-minutowy „Devorador de mundos”, który zaczyna się naprawdę potężnie i rozbudza apetyt na coś epickiego (może i nowatorskiego), ale po kilku minutach rozmywa się w monotonny noise i jest z tego tyle pożytku, co z gender studies. Altarage mogli zakończyć Succumb z przytupem, a jednak postawili na usypianie.
Wspomniane już wyżej skrajności sprawiają, że ocena tej płyty nie należy do najłatwiejszych. Obok siebie występują fragmenty wgniatające w ziemię i niemal (intencjonalnie?) denerwujące, w dodatku całość brzmi dość mętnie i niechlujnie (nigdzie nie chwalą się, gdzie i z kim nagrywali Succumb), no i ciężko się połapać, według jakiego klucza muzycy Altarage składali ten materiał do kupy.
ocena: 7,5/10
demo
inne płyty tego wykonawcy:
coś w tym jest, ja odpadłem przy natłoku tej produkcji...
OdpowiedzUsuń