Dyskretnie przyglądam się działalności Unborn Suffer, słucham generowanego przez chłopaków hałasu i dochodzę do wniosku, że — świadomie czy nie — zespół drepta ścieżką bardzo typową dla polskich grindersów. Chodzi mi o to, że kapela istnieje gdzieś na uboczu polskiej sceny, żaden wydawniczy potentat (lokalny) dupy sobie nimi nie zawraca, a maniacy ekstremy kieszonkowego raczej by za nich nie oddali. Co innego poza granicami naszego grajdołka – wytwórnie wykazują mniejsze lub większe zainteresowanie, fanów nie brakuje, a nazwa zespołu jest wymieniana wśród naszych najlepszych rzeźników. Jakby głupio to nie zabrzmiało, polskość wyziera także z muzyki Unborn Suffer. Po prostu słychać, że chłopaki wychowali się na aktach typu Parricide, Squash Bowels czy Dead Infection, przy czym najwięcej wspólnego mają z mordercami z Chełma. Wiadomo, że pod względem doświadczenia i brzmienia nie mogą się równać z wyżej wymienionymi, ale ambicji im nie brakuje, o czym najlepiej świadczy duże urozmaicenie tego ledwie 25-minutowego materiału, a już szczególnie niestandardowa praca sekcji rytmicznej. Swego death-grindowego gluta Unborn Suffer zapodają zatem z głową i zaangażowaniem, stroniąc przy tym od najbardziej tandetnych i nudnych rozwiązań. Co więcej, chłopaki potrafią nawet odrobinę zaskoczyć, czego jaskrawym przykładem jest bardzo klimatyczny tytułowiec (jego pierwsza część, nie „ukryty numer”) oraz fakt, że cover Kataklysm przelatuje tak, jakby to był ich własny kawałek! O umiejętności zespołu i jego dalszy rozwój czysto techniczny się nie martwię, ale nad wokalami mogą jeszcze popracować, by uczynić je bardziej wyrazistymi, żeby porządnie szarpały jelita na równi z muzyką. Gdy tylko Unborn Suffer poprawią się w tym elemencie i nieco rozwiną brzmienie, to całkiem zasadnie będą mogli dobijać się do czołówki; na razie jeszcze grzeją dupska w poczekalni.
ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/UnbornSuffer
0 comments:
Prześlij komentarz