Jeśli traficie gdzieś na deklarację któregoś z muzyków Ferosity jakoby Blasphemous Verses był ich najlepszym albumem – jest to o dziwo prawda, nie zaś promocyjny bełkot. Krążek numer trzy w dorobku tej ekipy już na pierwszy rzut oka i ucha sprawia dużo lepsze wrażenie niż dwa poprzednie, może i nawet razem wzięte. Niestety, Ferosity, nad czym boleję, ciągle pozostaje dla mnie zespołem niespełnionych nadziei. Oczekiwałem bowiem, że pięcioletnia przerwa, jaka upłynęła od „Primordial Cruelty” pozwoli kapeli należycie okrzepnąć i stworzyć materiał, który pourywa dupy fanom klasycznego death metalu, przynajmniej tym nad Wisłą. Tak się jednak nie stało, mimo iż nowa płyta jest pod każdym względem lepsza i bardziej dopracowana od tego, co robili wcześniej. Nie można odmówić Ferosity umiejętności, zaangażowania i zorientowania w temacie, ale zanim ich udziałem stanie się awans do wyższej ligi, kompozycyjnie muszą jeszcze trochę nadrobić. Obrany przed laty styl mi odpowiada, bo rąbanka w średnich tempach z dużymi naleciałościami wczesnych Kanibali, Deicide i Mosntrosity to miła odmiana od nowomodnego, pokomplikowanego na siłę gówna. Fani wymienionych kapel — jak i samego Ferosity — znajdą tu sporo dla siebie, ale nie jestem przekonany, że zostaną tym materiałem nasyceni. Mi na Blasphemous Verses najbardziej brakuje większych urozmaiceń – jakichś dzikich solówek, bardziej nośnych rytmów, chwytliwych riffów, a może i odrobiny finezji. Panowie radzą sobie nieźle, choć monotonia jeszcze nazbyt często wkrada się do ich kawałków. Wspomniany kilka razy postęp dotyczy również brzmienia – wprawdzie jest pozbawione wodotrysków, ale po prostu pasuje do muzyki. Oprócz werbla, bo jest płaski i delikatny – dlatego chwała Cthulhu, że zespół nie gra szybciej. Po cichu liczę, że o następnej produkcji Ferosity będę mógł pisać z prawdziwym i przede wszystkim uzasadnionym entuzjazmem. Panowie, kurwa!, stać was na to! Rzemieślnicze podejście zostawcie innym.
ocena: 6,5/10
demo
oficjalna strona: www.ferosity.com
0 comments:
Prześlij komentarz