Anonimowi grindcoholicy dotknięci straszliwym „Grindvirusem” radujcie się, albowiem zdecydowanie nie anonimowe grindcoholiczne trio w osobach Artura, Andrzeja i Mariusza wróciło ze świeżutką (choć nie do końca – nagrania skończono w pierwszej połowie 2012) porcją patologicznego i szybkiego jak skurczybyk hałasu! Selfmadegod piszą dla zachęty, że to jedna z najmocniejszych pozycji w dyskografii Squash Bowels, ale tak sformułowane zdanie niczego nie wyjaśnia, bo przecież w ten sposób można powiedzieć o większości wydawnictw ekipy z Białegostoku. A kapela ani się nie zmieniła, ani tym bardziej nie wymiękła. Stąd też nie ma co owijać w bawełnę – jeśli tylko kogoś rajcowały poprzednie dokonania tego niszczącego zespołu, to i z przyjęciem Grindcoholism nie będzie miał najmniejszego problemu, bo półgodzinna płyta stanowi logiczne rozwinięcie ich dotychczasowych zabaw na polu muzyki nie do końca poważnej, choć podanej jak najbardziej profesjonalnie (materiał wykończono w Hertz’u). Fani klasycznego ostrego napierdolu z pewnością będą zadowoleni z zawartości albumu, bo nawet na milimetr nie oddala się od stylu kapeli/kanonów gatunku (i charakterystyczne brzmienie gitar każdego w tym utwierdzi), a zajebisty feeling, precyzja wykonawcza i ciekawostki w rodzaju tworów solówkopodobnych czy ocierającego się o — pooowiedzmy — flamenco podkładu na akustyku („La Mienta”) jedynie zwiększają jego atrakcyjność. Dla mnie Grindcoholism jest albumem równie kopiącym i energetycznym co poprzednik, słucha się go tak samo fajnie, więc z oceną nie będę wydziwiał. Gromkie brawa dla tych panów!
ocena: 8,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/squashgrind
inne płyty tego wykonawcy:
No to muszę obadać! To co SMG zapodało na Youtube brzmi bardzo dobrze
OdpowiedzUsuń