Kapela pochodząca z Denver (czyli siedziby Cephalic Carnage) o nazwie zaczerpniętej z kawałka Nasum… No to już wiecie, czego się po nich spodziewać. Co najlepsze i godne pochwały – grają zgodnie z oczekiwaniami. Dla mniej czujnych – chodzi o pokopany, przyzwoicie techniczny grind-death. Nie jest to jeszcze ten poziom, co wyżej wymienione zespoły, ale pewne zadatki na dobrych pojebów Circle Of Defeat zdecydowanie posiadają. Póki co ze swoim graniem lokują się gdzieś pomiędzy tradycyjnym wściekłym dopieprzaniem, a kombinatorstwem w ramach ekstremy – bez odjazdów w stronę jazzu, sludge czy rocka. Obecność w paru miejscach patentów bardzo bliskich jedynce Nyia pozwala przypuszczać, że chłopaki podążą ścieżką mniej lub bardziej posranych, ale raczej brutalnych eksperymentów. Tak więc ten materiał może zrobić dobrze szczególnie tym, którzy w grindzie szukają czegoś ciekawego, a zarazem w pewnym stopniu ortodoksyjnego. Oraz oczywiście tym, którzy już rzygają zbyt mocnymi wpływami hard core w takiej muzyce. Z oceną jestem ostrożny, bo chociaż stosunkowo urozmaicona zawartość Victims And Vengeance mi pasuje, to nie wiem jak bym zareagował na większą dawkę takiego grania – np. na 15 czy 20 minut. W wersji mikro Circle Of Defeat dają radę, no i nie ma się jak nimi znudzić.
ocena: 6,5/10
de
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/profile.php?id=100070157088111
0 comments:
Prześlij komentarz