23 sierpnia 2011

Azarath – Blasphemers' Maledictions [2011]

Azarath - Blasphemers' Maledictions recenzja okładka review coverCo tu ukrywać, w ogóle mi się nie spieszyło do poznania zawartości Blasphemers' Maledictions. Raz, że „Praise The Beast” zupełnie mnie nie ruszył, a dwa, że gdzieś na poziomie szóstego zmysłu ustaliłem sobie, iż niczego lepszego od „Diabolic Impious Evil” Azarath już nie nagra. No i nie nagrał, co wcale nie oznacza, że nie ma tu na czym ucha zawiesić. Porządnej death’owej młócki dostajemy pod dostatkiem, bo aż 45 minut. Oczywiście - porządnej, o ile zechce się zaakceptować nowy kierunek zespołu, bo płyta znacząco różni się od poprzednich. Blasphemers' Maledictions jest przede wszystkim bardzo oldskulowy, powiedziałbym nawet, że rebeliancki, bluźnierczym duchem bliski pierwszym profesjonalnym nagraniom Possessed i Morbid Angel, tylko o lata świetlne od nich brutalniejszy. Łączą się z tym kolejne zmiany, a nawet nowalijki – wszak tak melodyjnie (Necrophobic się pięknie kłania!) grającego Azarath jeszcze nie mieliśmy. Klasyczna chwytliwość riffów robi dobre wrażenie, i choć niemal każdy motyw można sobie później zanucić, nie ma to nic wspólnego z wesołym popierdywaniem na neo-szwedzką czy fińską modłę. Poza tym utwory stały się dłuższe, bardziej rozbudowane, w pewnych fragmentach niemal podniosłe, jednocześnie ich struktury zyskały na większej czytelności. Można pod to podpiąć pewną przewidywalność, jednak nie przeszkadza to tak bardzo, żeby trzeba było rwać ostatnie włosy z głowy, zwłaszcza, że „Supreme Reign Of Tiamat”, „Crushing Hammer Of The Antichrist”, „Firebreath Of Blasphemy And Scorn” czy „Deathstorms Raid The Earth” potrafią się dobrze i szybko wkręcić. Udział odpowiedzialnego za wokale (nie tak znowu odległe od tego, co robi Legion), teksty i większość solówek (kapitalny pomysł z tym mocnym pogłosem, ugh!) Necrosodoma dodał muzyce Azarath blackowych odcieni i zbliżył zespół do hord typu Belphegor. Podejrzewam, że nie każdemu to spasuje, choć rezultat naprawdę nie jest zły. Jest evil, hehe. Główny kłopot Blasphemers' Maledictions polega w moim odczuciu na trochę przesadzonej długości – pod koniec płyty napięcie wyraźnie siada, a ja zaczynam niecierpliwie spoglądać na wyświetlacz. To nie tyle wina samych kawałków (wszak każdy z osobna spokojnie daje radę), co zbyt dużej ich liczby. Gdyby tak skrócić album o dwa utwory (w tym „Under The Will Of The Lord”, którego początek strasznie zalatuje Behemothem), to piekielny siarczany klimat nie zdążyłby się rozrzedzić, jak to jest w obecnej wersji. Podsumowanie będzie krótkie – dobry materiał, ale nie czuję się przezeń rozjebany. A powinienem.


ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: www.azarath.tcz.pl
Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. Mimo wszystko jest to najlepsza polska premiera tego roku, Vader i Decapitated daleko w tyle, teraz przyszło czekać na nowy projekt pod nazwą Voidhanger, za którym kryją się Panowie z Infenal War. Może Oni, pomogą czuć się nam "rozjebanymi" !

    OdpowiedzUsuń
  2. No to widzę, że mamy zupeeeeełnie odmienne spojrzenie na sprawę, bo wg mnie najciekawsza polska płyta z tego roku ma już jakieś 4 miesiące... A moja dotychczasowa styczność z działalnością Infernal War (okołomuzyczną głównie) pozwoliła mi czuć się jedynie rozśmieszonym. pozdrawiam, demo

    OdpowiedzUsuń
  3. Domyślam się, że mowa o "Transmigration of Consciousness", zgadza się dobry krążek, na pewno mniej przewidywalny niż Azarath, może nie poświęciłem mu odpowiednio dużo czasu i uwagi.. Jeśli chodzi natomiast o Infernal War to nie bardzo mnie interesuje co reprezentują sobą po za sceną tylko na niej, a znają się na swoim rzemiośle i wiedzą jak grać czarci metal.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Z perspektywy czasu to ten album był chyba apogeum popularności Azarath, bo po tym jakoś tak ucichło, niby sobie coś wydają, ale nikt już tak o nich za bardzo nie mówi. Też chyba wiele osób się rozczarowało tym albumem

    OdpowiedzUsuń
  5. Hellalujah :::

    Panowie, ja nie wiem o czym wy piszecie.
    Nic przed i nic po, w wykonaniu Azarath, nie było tak dobre.
    Necrosodom – k.rwa, jest niesamowity. Za sam wokal zasługuje na hall od fame (no trochę przesadzam), a do tego gitara.
    Inferno – chuj Sandoval, chuj Kollias i chuj Longstreth… Inferno.
    Na drummcam z Supreme Reign of Tiamat można laski rwać.
    Heh, 7 – dobra
    Daj spokój.

    OdpowiedzUsuń