O Lost Sphere Project posiadam całe zatrzęsienie informacji. Jest ich pięciu, pochodzą ze Szwajcarii, wymiatają wściekle agresywny hard core’owy grind, a Third Level To Internal Failure to ich druga pełna płyta. No i niewykluczone, że w wolnym czasie spekulują kursem franka, albo obsługują lewe konta członków SLD średnio-starszego pokolenia. Tyle faktów i domysłów. Podkurwieni Szwajcarzy stworzyli, jak na taką muzykę, materiał dość nowoczesny, bo z klasycznym podejściem do gatunku łączy ich jedynie idea napierdalania na całego bez oglądania się na boki. Za to poziom intensywności i użyte środki są już zdecydowanie współczesne. Nie, nie jest to żadna hybryda ani bezmyślna „radykalna” techniawa. Lost Sphere Project, by nawywijać ile tylko można, korzystają przede wszystkim z własnych kończyn i wpompowanej w żyły adrenaliny. Piszę przede wszystkim, bo po epickim „Vaginal Excavation” dostajemy zupełnie niepotrzebny remix zmajstrowany przez jakiegoś, pewnie wybitnie sławnego i uzdolnionego, didżeja. Wszystkie pozostałe kawałki są zagrane normalnie, co nie oznacza, że każdy będzie w stanie przy nich wytrzymać. Third Level To Internal Failure jest gęsta od skompresowanych, zakręconych gitar, wykrzyczanych wokali, hard core’owo pracującej sekcji (zmiany tempa i te sprawy, starym Mastodonem też zaleci) i wybuchów furiackiego blastowania, a przez to wydaje się nieco dłuższa niż w rzeczywistości (a trwa prawie 25 minut). Rozumiem, że kolesiom nie zależy na słodzeniu i produkowaniu hitów, tylko wywaleniu flaków na drugą stronę, ale nic by nie zaszkodziło, gdyby te flaki były przewalane za sprawą nieco bardziej zindywidualizowanych kawałków. Jeśli tylko szukacie w gatunku czegoś bardziej ambitnego niż np. Rotten Sound, ale wciąż utrzymanego na wysokim poziomie ekstremalności, to nic nie stoi na przeszkodzie, byście sprawdzili waśnie Lost Sphere Project. A nóż-widelec się spodoba, choć nie gwarantuję, że powali na kolana.
ocena: 6,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/lspchaos/
0 comments:
Prześlij komentarz