20 stycznia 2011

Broken Hope – Grotesque Blessings [1999]

Broken Hope - Grotesque Blessings recenzja reviewGrotesque Blessings to narkotyczna dawka popieprzonego jak Jerzy „Gdzie Masz Chuju Czapkę!?” Kropiewnicki death metalu, zaś Broken Hope to wyrafinowane techniczne szaleństwo! Całość można określić jako rzeź, zagładę i totalne zniszczenie, ale i tak żadne z tych przytoczonych słów nie jest w stanie w pełni oddać potęgi i wielkości Broken Hope! Ludzie przyzwyczajeni do ładnych melodyjek, równego tempa, czystych wokali i przejrzystych aranżacji mogą sobie spokojnie darować ten zespół, jak i wszystkie jego wydawnictwa, z naciskiem na „Loathing” i właśnie opisywane. Już same introsy (wśród nich m.in. sample z „Egzorcysty”) powalają na kolana – takich poronionych motywów można by się raczej spodziewać po zatwardziałych gore-grindersach… Przechodząc do samej muzyki. Grotesque Blessings to bardzo brutalny i skrajnie techniczny death metal zagrany w sposób charakterystyczny tylko dla Broken Hope. Czasem jest szybciej jak w „Earth Burner” (super przyspieszeń jednak brak – im to zupełnie niepotrzebne), innym razem zdecydowanie wolniej (miażdżący „Internal Inferno”), ale cały czas do przodu i z należytym kopem. Wszystkie utwory łączy specyficzna motoryka, zmienna rytmika i prawdziwy wulkan pirotechnicznych popisów każdego z instrumentalistów. Dla tych świrów nie istnieje pojęcie „numer trudny”, czy „przekombinowany” – główni kompozytorzy, Brian Griffin i Jeremy Wagner, robią wszystko, aby tylko zagrać ciekawiej i bardziej nietuzinkowo. W stosunku do poprzedniej płyty nie ma przełomu, ale z pewnością można mówić o większej dojrzałości i śmiałości, co objawia się w ogromnej chwytliwości materiału bez jednoczesnego spuszczania z tonu. Kawałki na Grotesque Blessings to otwarta walka z miernotą, schematyzmem i kopiatorstwem. Płyta obezwładnia nieludzkimi gitarowymi riffami oraz schorowaną sekcją. Basem zajmują się aż cztery osoby (niestety nie jednocześnie – szkoda, bo było by dziko) – wszyscy z powierzonego zadania wywiązali się znakomicie, zaś pan Brian Hobbie ze swoimi popisami w przepięknym „War-Maggot” jest moim absolutnym faworytem! Wokal to masakrujący growl, do którego nijak przypieprzyć się nie można. Po samobójczej śmierci Joe’go Jeremy stwierdził, że Ptacek był „most brutal death-metal vocalist ever”. Oczywiście przesadził, ale gdy się nad tym trochę zastanowić, to naprawdę niewiele. No i te typowe dla zespołu teksty z kwiatkami pokroju „Chemically Castrated”, „Necro-Fellatio” czy „Razor Cunt” – miłośników Szekspira nie doprowadzą do estetycznej ekstazy, ale kilku pojebów będzie miało przy nich niezły ubaw. Brzmienie to pod względem jakości światowa ekstraklasa, więc nic wam z tej powodzi pogiętych dźwięków nie ucieknie. Produkcja za to odbiega od standardów gatunku, co czyni album jeszcze bardziej oryginalnym i rozpoznawalnym. Niemniej jednak główna oryginalność materiału i tak wynika z samej muzyki. Jako podsumowanie i ostateczną rekomendację rzucę hasło zamieszczone pod krążkiem – „pure sickness”!


ocena: 10/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/brokenhopeofficial

inne płyty tego wykonawcy:

1 komentarz:

  1. Przerażająca sprawa, na płycie zagrało 3 basistów plus jeszcze Griffin.

    OdpowiedzUsuń