Grotesque Blessings to narkotyczna dawka popieprzonego jak Jerzy „Gdzie Masz Chuju Czapkę!?” Kropiewnicki death metalu, zaś Broken Hope to wyrafinowane techniczne szaleństwo! Całość można określić jako rzeź, zagładę i totalne zniszczenie, ale i tak żadne z tych przytoczonych słów nie jest w stanie w pełni oddać potęgi i wielkości Broken Hope! Ludzie przyzwyczajeni do ładnych melodyjek, równego tempa, czystych wokali i przejrzystych aranżacji mogą sobie spokojnie darować ten zespół, jak i wszystkie jego wydawnictwa, z naciskiem na „Loathing” i właśnie opisywane. Już same introsy (wśród nich m.in. sample z „Egzorcysty”) powalają na kolana – takich poronionych motywów można by się raczej spodziewać po zatwardziałych gore-grindersach… Przechodząc do samej muzyki. Grotesque Blessings to bardzo brutalny i skrajnie techniczny death metal zagrany w sposób charakterystyczny tylko dla Broken Hope. Czasem jest szybciej jak w „Earth Burner” (super przyspieszeń jednak brak – im to zupełnie niepotrzebne), innym razem zdecydowanie wolniej (miażdżący „Internal Inferno”), ale cały czas do przodu i z należytym kopem. Wszystkie utwory łączy specyficzna motoryka, zmienna rytmika i prawdziwy wulkan pirotechnicznych popisów każdego z instrumentalistów. Dla tych świrów nie istnieje pojęcie „numer trudny”, czy „przekombinowany” – główni kompozytorzy, Brian Griffin i Jeremy Wagner, robią wszystko, aby tylko zagrać ciekawiej i bardziej nietuzinkowo. W stosunku do poprzedniej płyty nie ma przełomu, ale z pewnością można mówić o większej dojrzałości i śmiałości, co objawia się w ogromnej chwytliwości materiału bez jednoczesnego spuszczania z tonu. Kawałki na Grotesque Blessings to otwarta walka z miernotą, schematyzmem i kopiatorstwem. Płyta obezwładnia nieludzkimi gitarowymi riffami oraz schorowaną sekcją. Basem zajmują się aż cztery osoby (niestety nie jednocześnie – szkoda, bo było by dziko) – wszyscy z powierzonego zadania wywiązali się znakomicie, zaś pan Brian Hobbie ze swoimi popisami w przepięknym „War-Maggot” jest moim absolutnym faworytem! Wokal to masakrujący growl, do którego nijak przypieprzyć się nie można. Po samobójczej śmierci Joe’go Jeremy stwierdził, że Ptacek był „most brutal death-metal vocalist ever”. Oczywiście przesadził, ale gdy się nad tym trochę zastanowić, to naprawdę niewiele. No i te typowe dla zespołu teksty z kwiatkami pokroju „Chemically Castrated”, „Necro-Fellatio” czy „Razor Cunt” – miłośników Szekspira nie doprowadzą do estetycznej ekstazy, ale kilku pojebów będzie miało przy nich niezły ubaw. Brzmienie to pod względem jakości światowa ekstraklasa, więc nic wam z tej powodzi pogiętych dźwięków nie ucieknie. Produkcja za to odbiega od standardów gatunku, co czyni album jeszcze bardziej oryginalnym i rozpoznawalnym. Niemniej jednak główna oryginalność materiału i tak wynika z samej muzyki. Jako podsumowanie i ostateczną rekomendację rzucę hasło zamieszczone pod krążkiem – „pure sickness”!
ocena: 10/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/brokenhopeofficial
inne płyty tego wykonawcy:
Przerażająca sprawa, na płycie zagrało 3 basistów plus jeszcze Griffin.
OdpowiedzUsuń