Jakoś nie mam szczęścia do francuskich kapel; na każdą tamtejszą sensowną ekipę przypada tuzin nieudaczników, którzy samą swoją obecnością na scenie przyprawiają o solidne wzdęcia. Czy wiecie, że Misanthrope (ten francuski) istnieje już od 22 lat? Nie? Ja też nie widziałem, a co więcej – spokojnie mógłbym nadal tego nie wiedzieć i tylko rzetelność recenzencka oraz uczciwość względem was, czytelników, sprawiła, że się tym zainteresowałem. Ale luzik, niedługo o tym zapomnę;]. Zapomnę szybko i nawet mi brewka nie tyknie. Żeby jednak owej rzetelności stało się zadość, napiszę kilka zdań o bohaterze dzisiejszego dnia. Miracles: Totem Taboo to drugi studyjny album pobratymców Pepé Le Swąda; drugi z dziewięciu, mój zapewne ostatni… Niestety nie potrafię znaleźć wystarczająco wielu powodów, by powęszyć w poszukiwaniu innych „dzieł”… ale ja znów nie o tym. Muzyka zaprezentowana na „Cudach…” to progresywny (podobno) death w swojej melodyjnej odmianie. Jeśli przez progresywny rozumiemy (dziś) niebrzmiący i działający na nerwy, to definicja wydaje się bardzo trafna; melodyjny rozumie się samo przez się, więc nawet nie ma co komentować. Pewne skojarzenia mam z muzyką Sculptured oraz polskiego Cold Passion, z tą wszakże różnicą, że dwóch ostatnich da się słuchać. Największy problem z tym pierwszym jest natomiast taki, że jest generalnie słaby, no i nie za bardzo trawię wokale. Słaby dlatego, że rozklekotany, nie do końca przemyślany i dupowato brzmiący. Przyznać jednak muszę, że pozytywne wrażenie sprawiają na mnie niektóre fragmenty niektórych kawałków, wybrane pokazy technicznych umiejętności oraz poszczególne partie gitarowe (czyli nie za wiele). Sęk w tym, że zostały one źle skanalizowane, a wystarczyłoby bardziej się przyłożyć i byłby z tego kawałek solidnego materiału. A tak, dobrze mi służy za kurzochwyt. I tyle.
ocena: 4/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/misanthrope.official
Nie no ,faciu ty rzeczywiście jesteś głuchy.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Nieczęsto trafia się tak adekwatna ksywka przystająca do recenzenta. Choć lepsza by pewnie była "pień".
OdpowiedzUsuń