Z Sandersem to jest tak, że gdy mu się powie, iż dupa z niego a nie Egipcjanin, to ma się gwarantowanego kopa w zęby ciężkim buciorem, z półobrotu. Bez możliwości odwołania. Bo Sanders to Egipcjanin z krwi i kości… tylko jakoś tak wyszło, że go mamusia w Stanach poczęła, a mamusi nie było Kleopatra. Ale dość tych krępujących faktów z życia naszego Numernabisa, czas zająć się debiutem jego solowego projektu. Saurian Meditation to niemal godzina ambientowych aranżacji mocno osadzonych w bliskowschodnich klimatach – głównie egipskich, ale nie tylko. Wszystko począwszy od instrumentów, a skończywszy na konstrukcji utworów dobrane jest tak, by spotęgować odczucie, iż przebywa się w Egipcie – tyle, że nie tym dzisiejszym, z katalogów biur podróży, tłumnie obleganym przez małomiasteczkowych Polaczków na dorobku, ale takim lekko lovecraftowskim. Bliski Wschód Sandersa cuchnie stęchlizną niewietrzonych komór grobowych i korytarzy, pełen jest pustynnego pisaku, który od wieków nie zaznał deszczu – tu aż chce się być zmumifikowanym. Składających się na album dziesięć kawałków krok po kroku wprowadza słuchacza w ten nie do końca odkryty świat – powoli, niczym schodzenie po wąskich schodach w nieskończoną otchłań. Jak na ambient przystało, dzieje się raczej niewiele (w porównaniu z Nile nie dzieje się nic), ale nawet taka skromna ilość dźwięków wystarcza, by pobudzić wyobraźnię i dotrzeć do podświadomych obrazów piramid, sfinksów, kosmitów owe piramidy budujących i innych bliskowschodnich cudów. Niemal czuje się piasek pod stopami i palący żar słońca na twarzy. A wokół rozbrzmiewa zakazana muzyka, bębny wybijają hipnotyczne rytmy, a tradycyjne instrumenty współbrzmią z elektrykami Sandersa. Daje to razem piorunujący efekt – owe dwa światy (antyczny i współczesny) przenikają się i uzupełniają kreując przed słuchaczem posępne wizje. Nie byłoby tego jednak, gdyby nie wokal Mike’a Breazeale i całej plejady gości, którzy wspomogli Sandersa. To one sprawiają, że ten głównie instrumentalny album nabiera dodatkowej głębi i staje się jeszcze bardziej zagadkowy. Zagadkowy w podobny sposób, jak zagadkowe dla XX-wiecznych badaczy były grobowce faraonów – pociągający, ale i niebezpieczny. Saurian Meditation wprowadza u słuchacza niepokój, wzywa go i przywołuje i nie pozwala odetchnąć. Wszelkie zabiegi stylistyczne budują napięcie, potęgują atmosferę grozy – są one bardzo ulotne, toteż niezmiernie ważnym jest oddanie się muzyce. Album puszczony sam sobie wiele traci, przechodzi na dalszy plan i nie pozostawia u słuchacza żadnych emocji. Dopiero postawiony w centrum ukazuje swoje walory. A tych jest bardzo wiele.
ocena: 8/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/KarlSandersNileOfficial
Dobry album, ale o wiele bardziej podoba mi się kolejne dzieło pana Sandersa, czyli "Saurian Exorcisms". Niby kontynuacja tego albumu, ale wrażenie pozostawia o wiele większe.
OdpowiedzUsuń