23 marca 2010

Theory In Practice – Colonizing The Sun [2002]

Theory In Practice - Colonizing The Sun recenzja okładka review coverTrzeci krążek w wątpliwej karierze Theory In Practice to na pewno ich najbardziej udane i kompletne dzieło. Jeszcze przed nagraniem tej płyty Henrik Ohlsson wspominał w wywiadach o chęci uproszczenia muzyki i uczynienia jej bardziej czytelną dla potencjalnych słuchaczy, jednak już te kilka minut składających się na utwór tytułowy nieco weryfikuje jego słowa. Owszem, Colonizing The Sun jest bardziej czytelne (bo brzmienie i produkcja znacznie się poprawiły), ale o upraszczaniu nie może być mowy! Co więcej, ten album jest chyba jeszcze bardziej techniczny i zakręcony niż „The Armageddon Theories”! Czasami naprawdę można kiwnąć się z podziwu przy tym, co wyczyniają poszczególni muzycy. Wyjątkowy podziw wywołują solówki Petera Lake – koleś wymiata, że „ja pierdolę”, do tego niekiedy tak się chłop rozkręca, że nie ma pewności, czy solo skończy się w tym samym kawałku, w którym się zaczęło! Masakra po prostu. Kapitalna pomysłowość, powalające patenty, nienaganna ich realizacja, świeżość i odwaga (np. numer Sparks „This Town Ain’t Big Enough For Both Of Us” Szwedzi przerobili tak, że brzmi jak wkurwiona ABBA na prochach). Ujmę to tak – przy Theory In Practice 99% zespołów określających się etykietką „technical death metal” może sobie to swoje „technical” głęboko w dupę wsadzić, bo niczego wartościowego sobą nie prezentują. Niestety od premiery Colonizing The Sun upłynęło już sporo czasu, muzycy rozleźli się po innych kapelach jak baby po sklepie z ciuchami podczas wyprzedaży i nastała cisza… Najwyższa pora, żeby panowie wreszcie ruszyli swoje szacowne zady, odwiesili kapelę i pozamiatali kolejnym krążkiem bo się pod ich nieobecność muzyczne badziewie rozpleniło.


ocena: 9/10
demo

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

1 komentarz:

  1. Zawszę ich pamiętam jako melodyjne granie, choć są ultra-techniczni. Jest to jakiś talent. Zawsze będę uwielbiał "The Armageddon Theories" najbardziej i mało co ma do tamtej płyty podjazd. Jest to stosunkowo znana grupa jak na obskurniaków, a już na pewno doceniona, przynajmniej przez właściwych ludzi (m.in. ten blog). Tego typu granie jest związane bardzo ściśle z rokiem wydania. Gdyby oni zrobili tą płytę 2 lata później, byłby to zupełnie inny twór. Ogólnie brzmi to jak bardzo zaawansowany technicznie Nocturnus, z dużą masą niespodzianek. Trochę szkoda, że się już nie robi tego typu muzy... Zespół dalej istnieje, może coś wydadzą kiedyś, jeszcze...

    OdpowiedzUsuń