Mam coś ostatnio farta do pisania o kapelach z psychodelicznymi organami. Co ciekawsze – jara mnie taka muzyka nieprzeciętnie. A organowe momenty są bardzo mocną stroną dzisiejszego bohatera. Japoński Sigh to druga, opisywana tu, kapelka pochodząca z tego ciekawego kraju. Coś chyba muszą im dosypywać do wody, bo tak pojebanej muzyki trudno się doszukiwać gdzie indziej. Widać to zresztą po różnych klipach krążących po sieci, niekoniecznie muzycznych. Dystyngowane i chłodne usposobienie dawnych czasów szlag trafił. I to konkretnie między skośne ślepia. Próba określenia stylu prezentowanego przez, wówczas, kwartet nie należy do najłatwiejszych. Kilka albumów wcześniej można było powiedzieć „tradycyjny black” i wykrywacz nawet by nie tyknął. Teraz jednak by się zwyczajnie pogubił. Z blacku pozostało niewiele, czasami praca gitar, czasami ogólna dynamika utworu. Ale to naprawdę czasami. Zespół poszedł w bardzo awangardowe klimaty, nie omieszkując zabrać ze sobą co nieco pojechanego klimatu lat 70-tych, nieco tradycyjnych japońskich instrumentów. Na dłuższą chwilę zatrzymał się także przy budce z osbourne’owskimi, rockowymi wokalami. A potem raz jeszcze wrócił do szalonych klimatów lat doby powoodstockowej i ponownie zaciągnął się ziółkiem. Ale to nie wszystko, o nie! Nie trzeba długo czekać, by trafić na takie rozmaitości jak saksofon czy jakby kościelne zaśpiewy z majestatycznymi organami i chórem. Każdy, zdrowo myślący, człowiek poprzestałby w tym momencie i już nic więcej nie kombinował. Ale to Japończycy. Nie mogli sobie odpuścić okazji do pokazania białasom, jakie to pokłady zwichrowania czają się pod ich czuprynami i dodali jeszcze takie bajery, jak elektroniczny (trance’owy?) mix jednego ze swoich kawałków czy spokojny i oszczędny w formie kawałek pod slow fox’a. Ostatnią rzeczą, którą można powiedzieć o muzyce Sigh jest to, że jest skromna. Jest bombastyczna, napompowana jak Graf Zeppelin, pełna barokowego przepychu. Mimo tego, jest to także bardzo heavy metalowa muzyka, z dużą liczbą gitarowych solówek, które są kolejnym mocnym argumentem. Na Gallows Gallery nie brakuje dobrych melodii, ciekawych rozwiązań stylistycznych, zaskakujących zmian nastroju czy sporej dawki energii. W gruncie rzeczy, jest tu wszystko – łącznie z budzikiem. Nie ma nawet zaledwie „przeciętnych” utworów. Każdy z kawałków potrafi cieszyć. Tak naprawdę ciężko znaleźć złe strony. Mi taka muzyka bardzo pasuje, ale ja mam trochę zryty beret.
ocena: 9/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/pages/SIGH-official-page/227550909275
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz