23 marca 2010

Lux Occulta – My Guardian Anger [1999]

Lux Occulta - My Guardian Anger recenzja okładka review coverMy Guardian Anger uważam za najlepszy krążek nieistniejącego już Lux Occulta i podejrzewam, że w tej opinii nie jestem odosobniony. Co więcej, to chyba jedno z lepszych nagrań w ramach całego symfonicznego death-black, choć dla mnie największe wady albumu wynikają właśnie z owej „symfoniczności”. Ale po kolei. Poprzednie płyty Luksusowych Okultystów — mimo paru lepszych momentów — nie mogły zwiastować takiej zwyżki formy, z jaką mamy tutaj do czynienia. Przede wszystkim muzyka zyskała na charakterze, wyrazistości przez pójście w bardziej death’owe uderzenie: gęstsze partie perkusji oraz silniej zaakcentowane, technicznie zaawansowane faktury gitar. Ta zmiana wyszła zespołowi na dobre, bo wreszcie to, co powinno stanowić rdzeń muzyki jest należycie uwypuklone, a nie zepchnięte do roli tła, jak to poprzednio bywało. Na niewiele jednak by się zdały lepsze umiejętności, gdyby pomysłów zabrakło. Na szczęście Luksiorni Okuliści mieli ich przy okazji My Guardian Anger pod dostatkiem, co przełożyło się na rozbudowane aranżacje, które niemal skrzą się od rozmaitych ciekawych patentów. „Kiss My Sword” zaskakuje niespotykaną dotąd w twórczości kapeli brutalnością na całej linii – od intensywnej gry perkusisty po wściekłe wokale. „The Opening Of Eleventh Sephirah” wciąga niebanalną konstrukcją, sprytnym nawiązaniem do Led Zeppelin, a do tego kosi doskonałą solówką w stylu jednego pana z Holandii za swoich najlepszych lat. W „Nude Sophia” mamy fajne poprowadzone zmiany nastroju z dobrze wkomponowanymi kobiecymi wokalami. Z kolei „Mane-Tekel-Fares” — niemal o teatralnej budowie — kładzie na łopatki znakomitym klimatem, szczególnie w końcówce, kiedy odzywają się skrzypce. Dobre jest to, że Jaro — choć to wokalista z ambicjami — zdecydował się na stosunkowo oszczędne objętościowo partie – śpiewa tylko tyle, ile trzeba i żeby nie rozpieprzyć atmosfery kawałka. Dzięki takiemu rozwiązaniu wszystko płynie bardzo naturalnie i te 46 minut mija niepostrzeżenie. Największym minusem albumu jest, w moim mniemaniu, większość tego, co wygrywają i jak brzmią (Selani…) klawisze. Raz, że jest ich za dużo (są nawet dwie miniatury zagrane tylko na klawiszach – zupełnie zbędne), dwa, że zbyt często zapędzają się w pseudo symfoniczne (brrr) banały, i trzy, niepotrzebnie ładują się na gitary, rozmiękczając je trochę. Do brzmienia reszty instrumentów też można mieć pewne zastrzeżenia, ale i tak to jedna z topowych produkcji tego olsztyńskiego studia. Po My Guardian Anger mogą spokojnie sięgnąć wszyscy, którzy cenią sobie w muzyce oryginalność, złożoność i porządne wykonanie – ci będą zadowoleni, na pozostałych może zadziała fama jednego z najciekawszych polskich zespołów.


ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: facebook.com/luxocculta38450
Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz